Warszawski modernizm lat ’50

biurowiec

fot. biurowiec

Architektura lat pięćdziesiątych w Polsce to bogaty, ale i trudny temat. Z jednej strony można mówić o panującym wtedy modernizmie, z drugiej jednak narzucone centralnie wymogi koncepcyjne czynią z niej architekturę realizmu socjalistycznego. Dlatego też budynki tamtych czasów tworzone pod dyktando władz często w swoim kształcie dalece odbiegają od pierwotnych, szczytnych założeń.

Bywa też, że z tego właśnie powodu źle wpisują się w otoczenie, kojarzą z niechlubną historią i przez to wszystko budzą niechęć – w szczególności pokolenia urodzonego w tamtych czasach.

Jedni chcą żeby burzyć, inni konserwować. Pytanie tylko według jakich kryteriów? Niewątpliwie każdy starzejący się obiekt architektoniczny pretenduje do miana zabytku jeśli tylko odznacza się w jakiś sposób unikalnością formy lub historią w skali lokalnej. Automatycznie takie miano przynależy się architekturze przedwojennej, która ostawszy się do dziś może być o swój los spokojna. Budowle z epoki późniejszej mają już trudniej. Mieszkańcy tracą kolejne wartościowe architektonicznie i historycznie obiekty.
Takich przykładów w Warszawie można wymieniać do woli: „Supersam”, Kino „Moskwa”, dom handlowy „Cora” przy Terespolskiej czy przebudowy domów na Saskiej Kępie. To wszystko sprawia, że wkrótce jedynym zachowanym emblematem poprzedniej epoki będą oklejone styropianem wieżowce z wielkiej płyty w obrzeżnych dzielnicach. Widmo wisi nawet nad Dworcem Centralnym, a niektórzy wręcz nawołują do zburzenia Pałacu Kultury.

Przeczytaj również: Zatrzymać ciepło w domu
atrium

fot. atrium

Pamiętajmy, że budynki lat pięćdziesiątych są autorstwa naprawdę wybitnej klasy architektów jak Arseniusz Romanowicz, Juliusz Żórawski czy Marek Leykam. To właśnie oni mieli podwójnie ciężkie wyzwanie tworzyć w ograniczeniach narzucanych przez ideologię socjalistyczną, gdzie wszystkie aspekty estetyczne, zdobienia i barwienia musiały ustępować na rzecz ścisłej funkcjonalności i przeskalowaniu, które przypominało o tym, że jednostka jest niczym. Ówcześni twórcy budowli tamtych lat na różne sposoby radzili sobie z formalnym rygorem ustalonym przez władze. Z zachowanym przedwojennym poczuciem estetyki niejednokrotnie nie mogli godzić się na akceptację wizji Partii co do społecznej roli architektury.

Kiedy Leykam przystąpił do realizacji projektu Prezydium Rządu w 1952 roku stworzył budynek, który inteligentnie zakpił z ustroju, stając się jednym z przykładów historyzmu w architekturze. Artysta odwołał się do renesansowych budowli kupców florenckich, nawiązał do architektury Wawelu, tworząc wewnątrz majestatyczne atrium, a świetliki w kopule dachowej pierwotnie zabrał ze schronu Adolfa Hitlera. Owy leykamowski budynek przy ulicy Wspólnej 62 został zakupiony przez spółkę Jana Lubomirskiego­–Lanckorońskiego, który traktuje pracę z obiektami zabytkowymi wręcz jako powołanie. –„Pracę związaną z zarządzaniem i renowacją budynków o znaczeniu historycznym zacząłem jako osiemnastolatek. Zdobyte przez ten czas doświadczenie pozwala mi na podjęcie wyzwania jakim jest ratowanie tych >>trudnych<< punktów na mapie miasta. Ufficio Primo to obiekt z klasy architektury, która niknie w oczach. W połączeniu z jego historią bezapelacyjnie zasługuje on na tchnięcie w niego nowego życia, które czeka go już od października tego roku”. Być może to sama pasja inwestora wynikająca z jego korzeni jest konieczną i jak widać – niecodzienną motywacją do wspierania zabytków przy pomocy własnych środków.

Może jednak dzięki pracy ludzi, takich jak on, w świadomości kolejnych inwestorów zapali się zielone światło komercjalizacji obiektów mimo wszystko przynależących do topniejącego fragmentu dziedzictwa. Warto zwrócić uwagę, że dla nikłej podaży zawsze znajdzie się popyt, a społeczne uznanie takich przedsięwzięć to wymiar nie przeliczalny na żadną walutę.

Sending
Ocena artykułu
0 (0 głosy)